Sesja inscenizowana pary – w gorących promieniach słońca
Miłość pod słońcem Toskanii
…chciałoby się rzec patrząc na kadry, które udało się zrealizować w ubiegłą niedzielę.
Ale od początku. Jakiś czas temu na Instagramie wyświetlił mi się profil młodziutkiego projektanta, Franciszka Drozdowskiego. Twórca ten działający w Zamościu zachwycił mnie dwoma stylizacjami. Zaproponowałam współpracę przy naszym kolejnym projekcie.
Po otrzymaniu przesyłki z sukniami ogarnął mnie zachwyt. Jak najlepiej pokazać te wspaniałe kreacje? Jedna z sukien nigdy nie była prezentowana, więc założyłam, że podstawą powinna być i piękna modelka i wspaniałe tło do niej. Jednak takie, które nie zdominuje modelki w i stylizacji, a jedynie uzupełni obraz. Piękna modelka zawsze najpiękniej wypada z modelem. A najlepiej z takim, w którym jest zakochana.
Plan sesji
Od początku wiedziałam, że słodka, rudowłosa Jowita w szmaragdowej sukni Franciszka będzie wyglądała zjawiskowo. Nie myliłam się. Już przymiarka mnie zachwyciła, ale Jowita w pełnym makijażu, ułożonych włosach i w sukni z krynoliną wyglądała naprawdę zjawiskowo.
Na tę sesję pożyczyłam kapelusz a la Scarlett od Pauliny, która również była naszą modelką. Przydał się ogromnie, ponieważ niedziela, na którą zaplanowaliśmy sesję zdjęciową, była jedną z najgorętszych w roku. Ani jednej chmurki na niebie, ani najdelikatniejszego powiewu wiatru. Żar z nieba dawał się we znaki wszystkim.
Zaczęliśmy dość wcześnie z uwagi na turystów. Sesję realizowaliśmy w centrum Gdańska na ulicy Długiej i Mariackiej.
Para z innej epoki
Pięknie wystylizowana modelka i jej partner wzbudzali zainteresowanie spacerujących.
Przystojny Marcin, prywatnie partner Jowity, wyglądał doskonale w koszuli od Krok Designer, która też już uczestniczyła w naszym planie zdjęciowym. Jedno zdjęcie z tej sesji, samo w sobie opowiada całą historię. Spojrzenia, ułożenie ciała, delikatna młodziutka dziewczyna i dandys z epoki, ech Harlequin na żywo!
Po części sesji między murami, przyszedł czas na mój szalony projekt „wojna światów”. Otóż jak tylko zobaczyłam na żywo popielatą suknię z milionem falban, pomyślałam o Stoczni Cesarskiej i galerii rzeźb na poindustrialnych terenach.
Bardzo chciałam pokazać niezwykły kontrast pomiędzy śliczną, delikatną dziewczyną, a gigantycznymi monstrum z metalu.
Tą część planu również udało się zrealizować. A tak świetnego efektu nawet ja się nie spodziewałam.
Zgrzani, prawie po udarach, zakończyliśmy pracę w samo południe.
Nie pamiętam tak gorącego zdjęciowo weekendu. Ale warto było.