Rancho Beaty i Piotra w środku miasta

Beata napisała do mnie w październiku, ubiegłego roku. Opowiedziała o swoim małym, prywatnym raju na ziemi. Zachwyciła mnie wizja koników, trzech ślicznych blondyneczek i kozy na dokładkę. Jakoś tak się złożyło, że po dłuższej wymianie korespondencji, w natłoku spraw i zbliżającej się zimy, temat przeprowadzenia sesji się nam odwlókł. Ale powrócił wraz z wiosną, kwiatami w ogrodzie Beaty i Piotra oraz zniesieniem restrykcji pandemijnych.

Mały, prywatny Raj

Pojechaliśmy na rekonesans. Oczy mi rozbłysły z zachwytu nad trójką dziewczynek (Julia, Natalka i Lilly), akrobatek, które na grzbietach Rudzika i Pięknej wyczyniają cuda. Ustaliliśmy szczegóły, stylizacje i zakres całej sesji, przekonując gorąco Rodziców do wspólnych zdjęć z dziewczynkami.

Nadeszła sobota zaplanowanych działań. Parno, gorąco, upalnie. Zwierzęta zirytowane atakującymi muchami i żarem lejącym się z nieba, były niezwykle trudne do współpracy. Dzięki cierpliwości i złotej ręce Beaty do koni, zrealizowaliśmy wszystkie zaplanowane kadry z końmi. I te portretowe i w ruchu.

Dziewczynki i konie

 

Koza Tośka, koziarka, jak określił Andrzej, zdecydowanie została mistrzem drugiego planu. Za nic nie chciała współpracować, bodła zirytowana upałem i muchami i pozwoliła się okiełznać jedynie Piotrowi, który doczekał się tytułu Master of Goats.

Już przy pierwszej wizycie, gdy tylko Lilly wyszła z domu, zobaczyłam „moją” Alicję w Krainie Czarów. Sukienka od Wioli Barry czekała właśnie na nią. Wprawdzie bez królika, ale za to w zaczarowanym ogrodzie, Lilly jako Alicja.

Z kolei Julia, najstarsza z sióstr byłaby wymarzoną Nell z „w Pustyni i w Puszczy”. Nieulękniona, oswojona z końskim grzbietem jakby się na nim urodziła, niezwykle wysportowana. Kilka ujęć Julki, są jak filmowe kadry gdzieś z dzikiej głuszy.

Po zdjęciach ze zwierzętami, dziewczynki zaprezentowały nam spektakl akrobatyczny. Patrzyliśmy z niedowierzaniem jak wykonują gwiazdy i szpagaty w powietrzu, tak lekko, jak gdyby jakakolwiek energia była do tego całkowicie zbędna. Ustaliliśmy wspólnie, które z figur będą na zdjęciach wyglądać świetnie, a które średnio, siostry decydowały wspólnie, zespołowo ustawiając figury i pozycje, a także prezentując akrobatykę indywidualnie.

Nie mogłabym nie powiedzieć o Mamie Beatce. Gdy rozmawiałyśmy przez telefon, sądziłam, że rozmawiam z nastolatką. Bo rzeczywiście Beata wygląda jak nastolatka. Drobna, wysportowana, ciepła i uśmiechnięta. Wspaniała, serdeczna i spełniona kobieta. Swój raj na ziemi stworzyli z Piotrem na obrzeżach Gdyni. To ogromna radość i zaszczyt, że zechcieli się z nami podzielić tą enklawą przez to jedno popołudnie. Naładowani pozytywną i gorącą atmosferą ich czarodziejskiego ranczo, wróciliśmy do domu z setkami zdjęć. Tu możecie obejrzeć tylko te wybrane przeze mnie.